sobota, 20 października 2012

Give me one moment in time!...


Mieszkam w kraju, w którym zawsze chciałam mieszkać, z ukochanym i zajmuję się pisaniem tekstów - tak, jak zawsze chciałam, mam przyjaciół i w dodatku jestem matką chrzestną Chodzącego Cudu, a mimo tego często zamiast się z tego cieszyć, wciąż się po polsku zamartwiam: przyszłością, rachunkami, talią, itp... Mimo słynnej zdolności Włochów do cieszenia się chwilą, widzę, że nic nie jest w stanie zmienić mojej słowiańskiej, melancholijnej duszy.

Dlaczego ta skłonność tak często dotyka nie tylko mnie, ale i prawie każdego z nas? Czy jesteśmy skazani na wieczny wyścig w kierunku niemożliwego, czy też możemy czasem wreszcie się zatrzymać i spojrzeć na otaczający nas widok, bez przeliczania przebytych już kilometrów i tych, które nas jeszcze czekają, aby dotrzeć do najbliższego schroniska?... Czy zamiast zamartwiać się tym, że pewien etap już nigdy nie powróci, nie lepiej byłoby cieszyć się tym, w jaki sposób nas ubogacił i ile piękna pokazał?...

Ostatnio skupiam siię na nostalgicznym wspominaniu różnych pięknych relacji i rzeczywistości, przeżywanych w Polsce. Również i tych, które skończyły się dla mnie smutno, czy wręcz prawie dramatycznie. Niech żyją wiecznie :) Ja tymczasem, zajmę się TU i TERAZ.


wtorek, 9 października 2012

Nieznośny dar wolności



W mirażach i zawirowaniach poszukiwania pracy miałam się udać dziś na rozmowę, któa wprawdzie do niczego konkretnego by mnie prawdopodobnie nie zaprowadziła, ale dałaby mi możliwość zdobycia bardzo ważnego doświadczenia. Miała to być bowiem rozmowa o pracę stewardessy w linii lotniczej, której nie cierpię z całej mojej nędznej duszy. Jednak wartościowość rozmowy nie polegała na pracy, jaką ewentualnie miałabym wykonywać, ale na języku, w jakim rozmowa ta się miała odbywać- po angielsku.

Każdy, kto żył we Włoszech choć przez trzy miesiące wie, jak strasznie trudno wyplenić naleciałości ich południowego akcentu podczas mówienia po angielsku. Ta rozmowa miała być dla mnie takim "pratycznym szkoleniem" z umiejętności przestawiania mózgu z jednego języka obcego, na kompletnie odmienny drugi język obcy.

Jednak wczoraj zabalowałam za długo szukając spódnicy na to spotkanie (prawdziwa stewardessa tylko w spódnicy!), potem wmówiłam sobie, że ponieważ nie chcę tam za żadne skarby świata pracować, więc nie ma sensu iść, i... Zostałam w domu z moim Orsino, który miał akurat fazę na czułości, więc jakże bym mogła mu odmówić, i z poczuciem niewykorzystanej szansy. Otworzyłam na chybił-trafił książkę, która często wpada mi "przez przypadek" w ręce w takich chwilach, a jest to "Najpierw rzeczy najważniejsze" Stevena R. Coveya. I po raz kolejny przypomniałam sobie, że... pomimo wszystkich moich pokus i przyzwyczajeń, zawsze mam wybór. Zawsze mam wybór i nigdy nie mogę się tłumaczyć tym, że akurat miałam gorszy czas, że Ktoś na mnie wpłynął, że miałam straszną ochotę...  Boli mnie, że czasem nie wiem, jak z niego skorzystać.

A teraz fragment, który dedykuję wszystkim szukającym swojej ścieżki, lub już nią podążającym: z życzeniami, aby nie bali siię korzystać z nieszczęsnego daru wolności, jakim zostali obdarzeni przez Stwórcę i aby otaczali ich prawdziwi przyjaciele, którzy będą im o tym darze przypominać... Dobrego dnia i nie zmarnujmy przynajmniej tych dwunastu godzin, które nam pozostały do jego końca! :)


"Chwila wyboru to chwila prawdy. To test naszego charakteru i naszych kompetencji. Oto niektóre czynniki wywierające na nas wpływ w chwilach podejmowania decyzji:
pilność (sprawy naglące)
opinia społeczna (rzeczy, które są popularne i miłe dla otoczenia)
nasze własne oczekiwania
oczekiwania innych ludzi
nasze głębokie wartości (to, co jest dla nas ważne na dłuższą metę)
nasze wartości „stosowane” (czego chcemy w bliższej perspektywie)
nasze zaprogramowanie
nasza samoświadomość
nasze sumienie
nasze fundamentalne potrzeby
nasze pragnienia

Pamietając o tych wszystkich elementach, powinniśmy zdawać sobie sprawę, że chwila wyboru to nic innego jak właśnie chwila wyboru. Bez względu na to, czy automatycznie reagujemy na jeden lub więcej elementów, czy pozwalamy okolicznościom bądź innycm osobom, by miały nad nami kontrolę, czy wykorzystujemy właściwe każdemu człowiekowi zdolności, by podjąć świadomą, podyktowaną sumieniem decyzję – wybór należy do nas.
Viktor Frankl, przebywając w niemieckim obozie zagłady, zauważył:

My, którzy przeżyliśmy obozy koncentracyjne, pamiętamy ludzi, którzy chodzili po barakach i pocieszali innych, oddawali ostatni kawałek chleba. Było ich tylko kilku, lecz dostarczali wystarczającego dowodu, że człowiekowi można odebrać wszystko z wyjątkiem jednego: ostatniej z ludzkich wolności – wolności wyboru postawy w kazdych warunkach, wyboru własnej drogi.
Zawsze mieliśmy wybór. Każdy dzień, każda godzina dawała nam możliwość podjęcia decyzji – decyzji przesądzającej o tym, czy stawisz czoło, czy też ulegniesz siłom, które grożą ograbieniem cię z twojego „ja”, z twojej wewnętrznej wolności, a także o tym, czy staniesz się niewolnikiem okoliczności...

Być może jest nam wygodnie żyć z iluzją, że okoliczności lub inni ludzie odpowiadają za jakość naszego życia, lecz tak naprawdę to my ponosimy odpowiedzialność za nasz wybór. I choć może niektóre decyzje wydają się dotyczyć spraw drobnych i mało znaczących w danej chwili, to jednak – na podobieństwo wąziutkich, górskich strumyczków, które łączą się, tworząc wartką rzekę – razem wzięte niosą nas z rosnącą siłą ku ostatecznemu przeznaczeniu. Po pewnym czasie nasze wybory staną się nawykami serca. A nawyki te – bardziej niż cokolwiek innego – wpływają na kształt naszego życia."

Steven R. Covey, Roger Merril, Rebeca Merill
"Najpierw sprawy najważniejsze"